Zamknął tylko na chwilę oczy, omal nie zabił go... telewizor!
Mieszkający w Czaczowie bracia Grzegorz i Jan Pancerz stracili wszystko, gdy doszło do zwarcia. Specjalista od elektroniki oraz strażak mówią, że taki przypadek może przytrafić się każdemu.
Bracia Grzegorz i Jan Pancerzowie wrócili do swojego domu w Czaczowie wieczorem w sobotę 6 maja. Mieszkająca z nimi matka wyszła do jednej z córek, więc w kuchni sami przygotowali kolację. Jajka od kur, które biegają po podwórku, chleb, herbata. W pokoju włączyli telewizor, by na dwójce oglądnąć program „Kocham cię Polsko”.
Sprzęt, który dostarczał braciom rozrywki, okazał się ich zgubą. Strażacy i policjanci orzekli, że to właśnie awaria telewizora wywołała pożar, z którego Pancerzowie ledwo uszli z życiem.
- To może przydarzyć się każdemu - mówi wprost Wiesław Słyś, który od lat naprawia sprzęty elektroniczne.
Ogień buchał z okien
Grzegorz w pewnym momencie przerwał oglądanie i wyszedł do innego pokoju. Jan został przed telewizorem. Zasnął. Nie pamięta zakończenia audycji.
Było po godz. 23, kiedy Grzegorz poczuł dym. Zobaczył, że w pokoju, gdzie był telewizor, szaleje już ogień. Jan właśnie stamtąd uciekał. Grzegorz umknął schodami w dół. Jan pomylił kierunki i wszedł na schody prowadzące na drugie piętro. O tym, że brata nie ma na podwórzu, Grzegorz zorientował się, gdy przed dom wjeżdżały wozy strażackie.
- Zgłoszenie o pożarze otrzymaliśmy niemal równocześnie od dwóch osób - mówi st. bryg. Paweł Motyka, zastępca komendanta miejskiego Państwowej Straży Pożarnej w Nowym Sączu. - Pierwszy był kierowca jadący drogą przez Czaczów.
On mówił, że widzi płomienie wydostające się z okien na pierwszym piętrze murowanego, nieotynkowanego domu po lewej stronie szosy, gdy jedzie się od drogi krajowej Nowy Sącz-Krynica-Zdrój.
Jak się okazało, w tej samej minucie dzwoniła także kobieta alarmująca o ogniu w domu Pancerzów i podająca dokładną lokalizację.
Strażacy, w maskach z aparatami do oddychania, natychmiast weszli w ogień. Odnaleźli Jana i wyprowadzili go na zewnątrz. Był przytomny, ale podtruty dymem. Karetka pogotowia zabrała go do szpitala.
Po ugaszeniu pożaru pogorzelisko badali strażacy i policjanci. Ustalono, że źródłem ognia był telewizor. Kupiony zaledwie dwa lata temu, 28-calowy odbiornik z ekranem LCD. Braciom trudno pogodzić się z myślą, że to przez niego spaliło się ich mieszkanie i wszystko, co w nim było.
To nie pierwszy przypadek
Inżynier Wiesław Słyś prowadzi w Nowym Sączu zakład naprawy sprzętu elektronicznego. Ma 30 lat doświadczenia i zgłębił tajemnice kilku generacji telewizorów.
- Współczesne, płaskie odbiorniki LCD, też mogą się zapalić. Jak każde urządzenie wykorzystujące energię elektryczną - podkreśla Słyś. - Powodem może być zwarcie obwodów, iskrzenie wadliwie wykonanych lub obluzowanych połączeń popularnie nazywanych „zimnymi lutami”. Nawet nadmiar kurzu, który osiądzie wewnątrz telewizora.
Inżynier podkreśla, że to nie teoria. Sam miał w warsztacie telewizor LCD, w którym pojawiły się ślady ognia. - Nie doszło do pożaru mieszkania, bo starszą panią, właścicielkę telewizora, zaniepokoił dziwny swąd - opowiada Słyś. - Wyłączyła odbiornik i zatelefonowała do serwisu. Jedna z płyt we wnętrzu aparatu była już mocno wypalona. Jeśli telewizor pracowałby kilka minut dłużej, musiałyby z niego buchnąć płomienie. Wyglądało to tak fatalnie, że nawet wykonaliśmy dokumentację fotograficzną. Telewizora nie dało się naprawić.
Awarii telewizora przypisywane jest także spowodowanie pożaru, który w marcu tego roku kompletnie zniszczył mieszkanie starszej kobiety w centrum Nowego Sącza. - Pożary od wadliwie działającego sprzętu RTV są rzadkością - uważa Paweł Motyka, zastępca komendanta miejskiego PSP. - Zdarzają się jednak. Ich cechą jest to, że ogień rozprzestrzenia się bardzo szybko, bo zwykle telewizor stoi we wnęce szafki lub na stoliku, a to są materiały łatwopalne. Wcześniejsze dostrzeżenie, że telewizor zaczyna się palić, nie jest możliwe, bo należałoby obserwować tył odbiornika, a przecież zwykle patrzymy na jego ekran.
Potrzebna pomoc
Mieszkający w Czaczowie bracia Pancerzowie są stolarzami. Szczególnie cenione są robione przez nich ogrodowe meble i huśtawki. Przy tej robocie młodszy z braci stracił nawet czubki kilku palców. Stolarstwa jednak nie porzucił, choć precyzyjna robota sprawia mu teraz znacznie więcej trudności.
Jan jest po sześćdziesiątce, a Grzegorz po czterdziestce, niezmiennie pozostają w kawalerskim stanie. W tym samym domu co oni mieszka także ich 83-letnia matka Weronika. Ona jednak często przebywa u córek, które mieszkają w tej samej wiosce. U nich znalazła schronienie. Apeluje o pomoc dla synów, którzy stracili w ogniu wszystko.
W sprawie pomocy rzeczowej prosimy kontaktować się z naszą redakcją. Informacje o tym, czego jeszcze potrzebują pogorzelcy z Czaczowa, można również uzyskać, telefonując do Gminnego Ośrodka Pomocy Społecznej w Łabowej: telefon 18 471 12 85 lub wysyłając e-mail na adres: ops@labowa.pl.