Rozmowa z prof. Janem Rydlem, historykiem z Uniwersytetu Pedagogicznego w Krakowie, wybitnym znawcą dziejów Niemiec. 20 lipca 1944 r. przeprowadzony został kolejny nieudany zamach na Hitlera. Nie było polityka, który przeżyłby ich więcej niż on.
- W listopadzie 1939 r. po kolejnym nieudanym zamachu na życie Hitlera powiedział on: „Opatrzność chce, abym osiągnął swój cel”. Nie wiemy, czy tak myślał, jednak niewielu było polityków, na których przeprowadzono tyle zamachów co na Hitlera?
- To nie ulega wątpliwości. Niemiecka policja odnotowała w sumie kilkaset zamachów i ataków na niego. Kilka z nich było dziełem obcych państw.
- Rozumiem próby zabicia Hitlera w czasie II wojny światowej, ale podejmowano je jeszcze przed jego dojściem do władzy. Dlaczego?
- Stanowił on nową i bardzo groźną jakość w polityce niemieckiej i europejskiej od lat 20. Był radykałem, a jego działalność budziła obawy w wielu środowiskach, m.in. lewicowych i konserwatywnych. Ci ostatni lękali się go, bo widzieli w nim burzyciela starych niemieckich, a szczególnie pruskich wartości. Byli przekonani, że to właśnie ich Opatrzność wyznaczyła na obrońców niemieckości, a nie takiego śmiesznego człowieczka, za jakiego początkowo mieli Hitlera. Potem zamachy na niego były motywowane chęcią zabicia tyrana. Ci, którzy organizowali spiski na życie Hitlera, uważali z reguły, że jego śmierć zmieni bieg dziejów.
- Sowieci i zachodni alianci też chcieli zabić Hitlera, ale tylko do czasu. Mniej więcej od połowy 1942 r. Brytyjczycy, a po bitwie pod Kurskiem Stalin, uznali, że popełnia on tyle błędów, iż lepiej, by żył.
- To ciekawe zagadnienie. Faktem jest, że dopóki Hitler wygrywał, zwłaszcza Sowieci, ale też Brytyjczycy, podejmowali próby pozbycia się go. Kiedy jednak zobaczyli, że podejmowane przez niego decyzje pchają Niemcy ku porażce, chcieli, by pozostał. Chodziło im również, a może przede wszystkim o to, że jego trwanie ułatwi wymuszenie na Niemcach bezwarunkowej kapitulacji. Jego śmierć np. w 1944 r. spowodowałaby, że powstałby nowy rząd w Berlinie, wobec którego alianci zapewne nie mogliby zachować w równym stopniu wolnej ręki, jak to się stało wobec ekipy Hitlera.
- Choć zamachów na niego było wiele, to w powszechnej świadomości istnieje ten z 20 lipca 1944 r., którego głównym autorem był płk Claus von Stauffenberg. Dlaczego?
- Był najbardziej spektakularny, lecz głównie z tego powodu, że stał się od pewnego czasu trwałym elementem powojennej polityki pamięci państwa zachodnioniemieckiego. Niemiecka elita demokratyczna zaraz po zamachu uważała, że zamachowcy kierowali się dobrym pobudkami. Inaczej jednak myślała wtedy większość Niemców. Oni zamachowców traktowali jako zdrajców. Rodziny zamachowców dość długo w RFN nie chciały się przyznawać do swoich rozstrzelanych krewnych, ponieważ po wojnie nadal sporo Niemców uważało ich za zdrajców.
- Od pewnego czasu tamten zamach jest w Niemczech wręcz afirmowany.
- Tak, ma w Niemczech wielką rangę. Ten dzień kończy rok polityczny. W uroczystych obchodach uczestniczy wtedy niemal cały establishment RFN. 20 lipca ma upamiętniać członków opozycji, a przez to także wszystkich „dobrych Niemców” w okresie II wojny światowej. Co ważne, głównym elementem obchodów jest zaprzysiężenie nowych żołnierzy Bundeswehry, którym za wzór stawia się buntowników przeciw Hitlerowi.
- Z punktu widzenia Polaków zamach 20 lipca nie jest sprawą jednoznaczną.
- Oczywiście. Sam Stauffenberg mniej więcej do połowy II wojny światowej był nazistą wiernym Hitlerowi, człowiekiem przekonanym, że Niemcy powinny prowadzić imperialną politykę, marzącym o wielkiej Rzeszy, a przy tym zdolnym sztabowcem, świetnym oficerem. Znane są jego krytyczne, pogardliwe opinie o Polakach.
- Czym się kierowali spiskowcy z 20 lipca 1944 r.?
- Ich celem było uratowanie Niemiec przed totalną klęską. Ale Polacy mogą sobie zadawać pytanie, jak wyglądałaby dziś zachodnia granica Polski, gdyby z sukcesem przeprowadzili pucz? Spekuluję, że nie przebiegałaby wzdłuż Odry i Nysy, gdyż alianci musieliby poważnie liczyć się ze stanowiskiem nowego rządu niemieckiego, powstałego w wyniku zamachu.
- Czym były powodowane wcześniejsze spiski przeciw Hitlerowi ze strony oficerów, m.in. generałów: Becka, Ostera, Klugego, Tresckowa?
-Wyżsi oficerowie najczęściej należący do arystokracji wiedzieli w miarę dokładnie o działaniach Hitlera i popełnionych zbrodniach. Jako wysokiej klasy profesjonaliści rozumieli, że Niemcy wcześniej czy później z uwagi na dysproporcję demograficzną i ekonomiczną będą musiały przegrać i ponieść odpowiedzialność. Mieli też poczucie wyjątkowej odpowiedzialności za Niemcy, czuli się uprawnieni do działania przeciw Hitlerowi.
- Dlaczego oni?
- W społeczeństwie niemieckim istniało głęboko zakorzenione przekonanie, że obywatele, a właściwie poddani, winni są każdej władzy bezwzględne posłuszeństwo. A tylko wąska grupa tradycyjnej elity ma prawo do krytykowania i przeciwstawiania się jej.