Francja i jej jedna szyna, czyli mniej wybrzuszeń
Moja kochana dziewczyna Iwona wzięła mnie na ślub swojej koleżanki do Francji. Miasteczko Clermont-Ferrand, jakieś dwie godziny drogi autostradami od Lyonu. Siadłem na piwie i bagietce w rynku, patrzę, a tam dla tramwajów... tylko jedna szyna.
Słyszałem o pociągach, które w tym kraju jeżdżą po jednym kawałku metalu, ale tramwaje? Było upalnie, 35 stopni Celsjusza, i tak patrząc na tę jedną szynę, myśląc z przerażeniem o tym, że zaraz muszę się wbić w garnitur, przypomniało mi się, jak to w Krakowie, z powodu upałów, remontowane po łebkach torowiska tramwajowe, poskładane na bogato z dwóch szyn, wybrzuszają się, wyskakują i blokują ruch w mieście. I to dzień w dzień.
Stwierdziłem „sprytni Ci Francuzi” - jeśli nawet torowiska im też wyskakują radośnie, ale burmistrz na czas mojej wizyty zakazał takich incydentów, to i tak zmniejszyli ryzyko komunikacyjnej wpadki o 50 procent. Bo przecież szyna jedna, a nie dwie.
Ale zaraz, zaraz. Jak taki tramwaj trzyma się na jednej, wąskiej nitce metalu? Zapytałem Alexa, brata pana młodego. - Tramwaje mają koła z oponami po bokach. Pamiętaj, że jesteś w Clermont - odpowiedział. O co chodzi? Zapewne o lobby, które takie rozwiązanie wywalczyło. Bo w tym mieście znajduje się fabryka słynnej firmy Michelin, produkującej opony, której symbolem jest dobrze znany również w Polsce gumowy ludzik Bibendum.
Wszystko stało się jasne. W Krakowie mamy Nową Hutę z kombinatem, to idziemy w metal, a Francuzi grają w gumę. Nazywa się to system Translohrl. Zalety? Na linie tramwajowe potrzeba mniej miejsca, bo są węższe, co w zabetonowanym na potęgę Krakowie bardzo by się przydało. Mniej jest też pisków i zgrzytów z powodu ocierających się metalowych kół o szyny. Co szczególnie słychać u nas, gdzie szlifowanie torowisk nie jest regułą.
We Francji gumowe koła cicho snują się po asfalcie. Ponadto dzięki oponom, jak w autobusie, a co za tym idzie większej przyczepności, możliwe jest pokonywanie bardziej stromych wzniesień niż w przypadku tramwaju. Może władze Krakowa skorzystają kiedyś z tego pomysłu, gdy linie tramwajowe zaczną wyjeżdżać z niecki, w której się znajdujemy, poza miasto, na wzgórza, może nawet poprowadzą do ościennych gmin.
Wady? W internecie znajduję jedną - koła z czasem tworzą koleiny, które utrudniają podróż rowerzystom jadącym tymi samymi szlakami. Podobno też takie rozwiązanie potrafi wykonać niewiele firm i dlatego jest ono droższe. Ale mówi się przecież „co tanie, to drogie”. Widać to po grubych milionach wydawanych na remonty torowisk w Krakowie.
Ale czy brać przykład z Francuzów, którzy przez cały ślubny dzień pili wino, piwo, a obiad zjedli dopiero o godz. 20? Na szczęście wesele już w Polsce, jutro. Wszystkiego dobrego młodej parze! - Marysi i Guillaume Brocard.