Kopalnia Janina „odebrała” im syna. Rodzice chcą znać prawdę o tragedii
32-letni Sebastian Michałów z Libiąża został poważnie ranny pod ziemią. Kilka dni później zmarł w szpitalu. Śledztwo nadal trwa. Rodzicie winą obarczają kopalnię. Wskazują na liczne nieprawidłowości.
Sebastian Michałów z Libiąża był młodszym górnikiem oddziału G1. Od sześciu lat pracował w Zakładzie Górniczym „Janina” w Libiążu. Kontynuował rodzinne tradycje. Jego mama Małgorzata i tata Wiktor także byli zatrudnieni w tym zakładzie.
- Zawsze dbał o swoje bezpieczeństwo pod ziemią. Nie pchał się w groźne miejsca, by zarobić więcej - mówi pan Wiktor.
Kochał sport
Sebastian mieszkał w bloku na os. Górniczym w Libiążu, tuż przy kopalni. We wtorek 4 kwietnia wyszedł wcześniej do pracy na drugą zmianę, by załatwić po drodze jeszcze kilka spraw.
- Wieczorem miał nas odwiedzić. Mieliśmy wspólnie oglądać mecz w telewizji - wspomina pan Wiktor. Jego syn był wielkim fanem sportu.
Mama Małgorzata miała przyszykować dla niego obiad, upiec kotleta. Syn nie doczekał tej wizyty. Wszystko przez potworny wypadek.
- Ja z tym nie potrafię się pogodzić - mówi ze łzami w oczach pani Małgorzata, która mimo upływu już ponad siedmiu miesięcy od tragedii wciąż mocno przeżywa śmierć syna.
Tragiczny wypadek
Sebastian feralnego dnia pracę rozpoczął o godz. 12. Został wyznaczony do obsługi przenośnika taśmowego na poziomie 350 m. Na miejsce dotarł o godz. 12.47. Urządzenie nie działało prawidłowo. Jeden z górników miał je włączyć tylko na chwilę, a Sebastian sprawdzić, co się dzieje. Wówczas urządzenie rozpadło się na kawałki.
Czytaj więcej:
- Jak doszło do tragicznego wypadku?
- Kto zawinił?
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień