75 lat temu w tajemniczych okolicznościach stracił życie Jan Rodowicz jeden z największych bohaterów Szarych Szeregów i warszawskiej Armii Krajowej.
Zawiadamiam, że syn obywatela Jan Rodowicz, zatrzymany pod zarzutem popełnienia przestępstwa z art. 86 KKWP, w dniu 7 stycznia 1949 r. popełnił samobójstwo, wyskakując z okna podczas przeprowadzania go do aresztu”. Tak według urzędowej wersji zakończył życie 75 lat temu jeden z największych bohaterów Szarych Szeregów i warszawskiej Armii Krajowej.
Funkcjonariusze Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego zabrali tryskającego życiem, energią i humorem dwudziestopięciolatka z domu w Wigilię 1948 r. Był to początek uderzenia w elitarne środowisko Kedywu Komendy Głównej Armii Krajowej. Jan Rodowicz był postacią symboliczną dla tej garstki ocalałych po wojennej hekatombie z harcerskich batalionów „Zośka” i „Parasol”. Ciężko ranny w Powstaniu Warszawskim, osiemdziesięcioprocentowy inwalida, nie uległ traumie, lecz od pierwszych chwil po zakończeniu wojny integrował kombatantów i ich rodziny. Był motorem zbierania świadectw i dokumentów, namawiał do pisania wspomnień. To on w dużej mierze przyczynił się do zebrania zrębu relacji, które złożyły się na pierwszy kształt słynnej książki Aleksandra Kamińskiego „Zośka” i „Parasol”. Niestrudzenie zabiegał o ekshumację poległych i stworzenie harcerskiej kwatery na powązkowskim cmentarzu.
„Anoda” z baonu „Zośka”
Jan Rodowicz urodził się 7 marca 1923 r. w inteligenckiej rodzinie warszawskiej o patriotycznych tradycjach. Uczęszczał do słynnego Gimnazjum im. Stefana Batorego, a po wybuchu wojny maturę zdał na tajnych kompletach w 1941 r. Należał do 23. Warszawskiej Drużyny Harcerzy i wraz z nią przeszedł do konspiracji w Szarych Szeregach. Przyjął pseudonim „Anoda”. Brał udział w akcjach „małego sabotażu”: zrywaniu flag niemieckich, malowaniu znaków Polski Walczącej. Wkrótce trafił do wydzielonego zespołu Szarych Szeregów - Grup Szturmowych i ukończył kursy szkolenia bojowego, nauki o broni i materiałach wybuchowych, dywersji, a w 1942 r. konspiracyjną szkołę podchorążych. Dzięki legalnej nauce na kursach elektrotechnicznych i pracy w fabryce Philipsa mógł dostarczać części, z których wytwarzano konspiracyjne radioodbiorniki.
26 marca 1943 r. wziął udział w akcji pod Arsenałem - odbiciu z rąk niemieckich uwięzionego Jana Bytnara „Rudego”. Jako dowódca sekcji butelek zapalających odegrał kluczową rolę w zatrzymaniu samochodu przewożącego aresztowanych, a potem podczas odwrotu umożliwiając ewakuację śmiertelnie rannego Macieja Dawidowskiego „Alka”. Otrzymał za to po raz pierwszy Krzyż Walecznych. Później uczestniczył w kolejnych akcjach bojowych Grup Szturmowych i powstałego z nich batalionu „Zośka”, w którym został zastępcą dowódcy plutonu. Były to między innymi: uwolnienie z pociągu pod Celestynowem około 50 więźniów przewożonych do KL Auschwitz, likwidacja posterunku niemieckiej straży granicznej w Sieczychach, likwidacja posterunku żandarmerii w Wilanowie, wykolejenie i ostrzelanie niemieckiego pociągu urlopowego pod Pogorzelą oraz wysadzenie przepustu kolejowego pod Rogoźnem w ramach akcji „Jula”, która miała pokazać dowództwu alianckiemu możliwości Armii Krajowej. Za tę ostatnią akcję odznaczono go ponownie Krzyżem Walecznych.
Wiosną 1944 r. zagrożony aresztowaniem musiał opuścić Warszawę i przez kolejne miesiące szkolił żołnierzy „Zośki” w Puszczy Białej. Wrócił tuż przed powstaniem, by wziąć udział w walkach o stolicę. Wyróżnił się w akacjach bojowych na Woli, w rejonie cmentarza ewangelickiego, za co otrzymał Krzyż Srebrny Orderu Virtuti Militari i został przedstawiony do mianowania na stopień podporucznika. Dwukrotnie ranny trafił do szpitala na Starym Mieście, skąd tuż przed upadkiem dzielnicy kanałami przedostał się do Śródmieścia. Wraz z resztkami batalionu od 8 września walczył na Czerniakowie, gdzie znów został ciężko ranny. 17 września nieprzytomny został ewakuowany przez berlingowców na Saską Kępę.
U boku „Radosława”
Mimo ciężkiego stanu wolał przy pierwszej okazji zniknąć ze szpitala, zdając sobie sprawę, jaki jest stosunek komunistów do akowców. Po przetoczeniu się frontu powrócił do konspiracji, wchodząc w skład Oddziału Dyspozycyjnego płk. Jana Mazurkiewicza „Radosława”, swojego powstańczego przełożonego, który wtedy stał na czele Obszaru Centralnego struktur poakowskich. Gdy 1 sierpnia 1945 r. „Radosław” został aresztowany, „Anoda” planował jego odbicie lub wymianę za porwanego ambasadora sowieckiego, ale nie doszło to do skutku. Za to Mazurkiewicz doszedł do porozumienia z władzami i wezwał swoich żołnierzy do ujawnienia, co wpisało się w przyjętą wówczas amnestię.
Jan Rodowicz przyjął argumentację dowódcy, by powrócić do normalnego życia, nadrobić stracony wojną czas, kształcić się i odbudowywać Polskę. Ujawnił się, ale część broni oddziału schował. Podjął studia na Politechnice Warszawskiej (początkowo na kierunku elektrycznym, potem na architekturze), ale równocześnie był duszą środowiska zośkowców, o którego integrację intensywnie zabiegał.
O tych młodych ludziach tak pisał Aleksander Kamiński: „Podczas przynależności do Szarych Szeregów i ich Grup Szturmowych Czart
nasiąkł panującą wśród tej młodzieży atmosferą i ani się spostrzegł, jak sam stał się nosicielem tej atmosfery. W grę nie wchodziły żadne nadzwyczajności, ot - kilka najprostszych, najbardziej uchwytnych zasad postępowania: być koleżeńskim w każdej potrzebie, mieć stałe nastawienie na Służbę (to znaczy chcieć dawać, a nie brać; dawać ze siebie wszystko), no i nie mówić »zdechł pies«, dopóki się oddycha”.
Nie ulegało wątpliwości, że mimo zakończenia czynnej walki ludzie o takich ideałach nie pogodzą się z narzuceniem Polsce władzy komunistycznej, która coraz bardziej zmierzała w kierunku totalitarnym. Aparat bezpieczeństwa dzięki werbunkom agentury zdobywał kolejne informacje o nastrojach i nastawieniu kombatantów. Pod koniec 1948 r. w kręgach władzy zapadła decyzja, by uderzyć w tych, którzy według komunistów zbyt byli przywiązani do idei niepodległości. Na początek trzeba było pokazać, że ujawnienie akowców było „nieszczere”, że był to tylko manewr, który dał im czas, by szykować nowy spisek. Planowano aresztowanie „Radosława”, który był twarzą ujawnienia, a kluczem do jego represjonowania było zatrzymanie jego bliskiego współpracownika - Jana Rodowicza.
Czwarte piętro przy Koszykowej
Po zatrzymaniu „Anoda” trafił do aresztu w piwnicach gmachu MBP przy ul. Koszykowej. Stamtąd zabierany był na przesłuchania na IV piętro do pokoi zajmowanych przez funkcjonariuszy Departamentu V, którzy prowadzili tzw. śledztwo operatywne, mające dać materiał do kolejnych zatrzymań. Nastąpiły one już od 3 stycznia i w sumie objęły kilkadziesiąt osób z harcerskich batalionów, a także ukrywającego się przez jakiś czas płk. Mazurkiewicza.
Niewiele znamy konkretów, by powiedzieć, jak wyglądało śledztwo „Anody”. Już w wolnej Polsce dawni ubecy zarzekali się, że nie stosowali wobec niego przemocy fizycznej. Trudno się takim słowom dziwić, ale też nie trzeba im dawać wiary, bo po 3 stycznia 1949 r. nikt ze współwięźniów Rodowicza nie widział. Wiadomo też, że nie trzeba bicia, by więźnia zupełnie pozbawić sił fizycznych i psychicznych.
Istnieje kilka mniej lub bardziej prawdopodobnych wersji śmierci Jana Rodowicza, która nastąpiła podczas kolejnego przesłuchania. Jedną z nich jest zastrzelenie przez funkcjonariusza. Kolejną celowe lub nieumyślne zakatowanie „Anody” podczas wymuszania zeznań i następnie wyrzucenie zwłok przez okno, by ukryć zabójstwo. Inną doprowadzenie przesłuchiwanego do takiego stanu, że sam zdecydował się wyskoczyć, by przerwać dalsze indagacje. Rzekomy świadek twierdził, że Rodowicz zginął w wyniku próby ucieczki, pobity później przez funkcjonariuszy. Za i przeciw każdej z nich istnieje wiele poszlak. Wątpliwości nie rozwiały ekshumacje i kolejne śledztwa. Jedno jest pewne – „Anoda” by żył, gdyby nie aresztowanie i zastosowane wobec niego metody śledcze.
Pamięć trwa
Kilka dni po śmierci Rodowicza funkcjonariusze MBP przywieźli jego ciało na cmentarz Powązkowski i nakazali pochować jako osobę nieznaną. Pracownicy zakładu pogrzebowego rozpoznali jednak „Anodę”, który był im dobrze znany jako organizator grobów powstańczych, i dzięki nim informacja o tajnym pochówku dotarła do rodziców, zanim zostali oficjalnie powiadomieni o śmierci syna przez prokuraturę. 16 marca 1949 r. staraniem rodziny odbyła się ekshumacja. Do munduru, w którym porucznik „Anoda” został aresztowany i zginął, przypięto jego odznaczenia i ciało godnie złożono w rodzinnym grobie na Starych Powązkach.
Dziś w miejscu śmierci Jana Rodowicza stoi jego pomnik, upamiętniono też szereg innych miejsc związanych z jego życiem. Jego imię noszą drużyny harcerskie i ulice. W 2011 r. Muzeum Powstania Warszawskiego ustanowiło nagrodę jego imienia przyznawaną w dwóch kategoriach: za całokształt dokonań i postawę życiową stanowiącą wzór do naśladowania dla młodych pokoleń i za wyjątkowy czyn. Wbrew intencjom sprawców śmierci por. „Anody” jego postać żyje w pamięci kolejnych pokoleń i inspiruje młodzież.