Zwłoki mężczyzny znalezione w okolicach Przemyśla zostały w znacznej części zjedzone przez drapieżniki. Czy człowiek został zabity przez zwierzęta, czy zainteresowały się one nim dopiero po śmierci? I czy w ogóle to były wilki!
Tę zagadkę próbują rozwiązać policja i prokuratura. Jak zwykle w takich przypadkach, odium spada na wilki. I jak zwykle przy takiej okazji, naukowcy i ekolodzy uspokajają: nie taki wilk straszny, jak go malują.
Prof. Henryk Okarma, biolog z Instytutu Ochrony Przyrody Polskiej Akademii Nauk w Krakowie, który ssakami drapieżnymi zajmuje się od wielu lat, na spokojnie podchodzi do sprawy.
- Jest faktem, że znaleziono zwłoki mocno objedzone przez drapieżniki. Ale to na razie tyle, co oficjalnie wiadomo w tej sprawie - zwraca uwagę prof. Henryk Okarma.
Dodaje jednak, że trudno przypuszczać, iż zrobiły to lisy czy kruki. - Rozerwać zimowe ubranie, dostać się do ciała nie jest tak łatwo. Jednak nie wiemy, czy były to wilki czy zdziczałe psy. A to rodzi pole do spekulacji - mówi prof. Henryk Okarma.
Sprawę jako pierwsze opisały pod koniec ubiegłego tygodnia rzeszowskie „Nowiny”. Mężczyzna wyszedł rano 19 grudnia 2022 r. z domu swojej siostry i zaginął. Jego szczątki znaleziono dopiero na początku stycznia br. Natknął się na nie patrol Straży Granicznej.
Jak podają „Nowiny”, powołując się na przemyską prokuraturę, biegły patomorfolog dokonał sekcji zwłok, stwierdzając „bardzo liczne ubytki spowodowane działaniem padlinożerców”. Wykluczył możliwość udziału osób trzecich, ale nie był w stanie kategorycznie wypowiedzieć się co do przyczyny śmierci. Z kolei regionalny konserwator przyrody w Rzeszowie stwierdził, że „nie ma dowodów na udział wilków czy innych drapieżników w śmierci człowieka i pozostawienia śladów na szczątkach”.
Ale ludzie swoje wiedzą...
Coraz bliżej ludzi
Historie o człowieku osaczonym przez wilki wracają co jakiś czas. Zima 2005 r., droga między Średnim Wielkim a Kalnicą, obrzeża Bieszczadów. Młody chłopak idzie przez las z autobusu do domu. Nagle zauważa śledzące go zwierzę, idzie ono kilkanaście metrów za nim. Nie wie tego - jest ciemno - że po obu stronach drogi po jego śladzie podąża jeszcze kilka osobników. Widzi je dopiero sąsiad, który ratuje 17-latka z opresji, wręcz wciągając go do samochodu.
Ludzie, którzy żyją tu od lat, nie mają wątpliwości: „wilki na Radka polowały”. Sprawa odbiła się szerokim echem w całej Polsce. Podobnie jak każda inna z jej podobnych.
Przypadek z czasów zupełnie nieodległych - poprzedniej wiosny na terenie Nadleśnictwa Brzozów dwa wilki zaczęły podchodzić do pilarzy pracujących przy wycince lasu, trzeci obserwował ich z daleka. Warczały i szczerzyły kły, nie zaatakowały prawdopodobnie tylko dlatego, że mężczyźni odpalili spalinowe piły i oganiali się nimi od drapieżników. Te oddaliły się dopiero po kilkudziesięciu minutach. Dwa z tych wilków zostały wkrótce odstrzelone, badania treści pokarmowej wykazały, że bytowały w pobliżu siedzib ludzkich, co mogło wpłynąć na ich zachowania wobec ludzi.
Na terenie Małopolski w ostatnich latach nie odnotowano ataków czy prób ataków wilków na człowieka. Ale tu te drapieżniki są coraz bliżej ludzkich siedzib. Na przykład rok temu w Dobrej koło Limanowej najpierw po kryjomu zabijały bydło, psy i kozy, a później jeden z nich zaczął za dnia spacerować po wsi. W internecie można znaleźć nowsze nagranie, na którym widać, jak wilk nocą biega po ulicach Limanowej.
Z kolei pod koniec ub. roku wilki w biały dzień udało się nagrać również w Rzepienniku Strzyżewskim na Pogórzu Ciężkowickim. A w grudniu 2022 r. zwłoki wilka znaleziono na drodze krajowej nr 28 pomiędzy Kukowem i Stryszawą koło Suchej Beskidzkiej. Zabił go samochód…
Czy jest się czego bać?
Zdrowy nie atakuje
- Wilki nie stanowią bezpośredniego zagrożenia dla ludzi. Od czasów drugiej wojny światowej nie udokumentowano w Polsce przypadków ataku zdrowego wilka na człowieka. Przypadki ataków powodowane są chorobami lub wcześniejszym kontaktem wilka z człowiekiem: przetrzymywaniem przez ludzi lub dokarmianiem - tłumaczy Radosław Ślusarczyk, prezes Pracowni na Rzecz Wszystkich Istot (PnRWI), organizacji ekologicznej, która ma duże zasługi w działaniach prowadzących do objęcia wilka ścisłą ochroną gatunkową w Polsce.
Przypadki ataków wilka na człowieka zdarzały się w ostatnich dekadach m.in. w USA, jednak w Polsce potwierdzonych i udokumentowanych nie było po 1945 r. - Ale od dziesięciu lat obserwujemy przypadki - jak mówią jedni „ataków”, a inni „agresji” - tych drapieżników wobec ludzi. A takie zachowania zwierząt budzą obawy, lęk, nawet panikę - przyznaje prof. Henryk Okarma.
Oficjalne dane mówią, że w Polsce żyje około 2 tys. wilków (w latach 70. XX w. populacja ta wynosiła zaledwie ok. 100 osobników). Prof. Okarma uważa natomiast, że w rzeczywistości jest ich dwu-, trzykrotnie więcej - nawet między 4 a 5 tys. osobników. Skąd te rozbieżności? W naszym kraju nie istnieje żaden system monitoringu tego gatunku oparty o badania genetyczne.
Na szczęście, człowiek to wciąż nieatrakcyjny pokarm dla gatunku Canis lupus.
Człowiek zagrożeniem
Na stronie Atlasu Ssaków Polskich, prowadzonego przez IOP PAN w Krakowie, doskonale widać, że na naszym terenie największe zagęszczenie wilków występuje w południowej części Małopolski i Podkarpacia. Od Beskidu Żywieckiego po Bieszczady. Ale wilki widywane były również bardzo blisko Krakowa - choćby w okolicach Książa Wielkiego, Słomnik i z drugiej strony miasta w Głogoczowie (w 2015 r. dorosłego basiora zabił tam na zakopiance samochód).
Jak tłumaczy naukowiec z IOP PAN w Krakowie, konflikty wilków z człowiekiem (i nie chodzi tylko o zjadanie przez nie owiec, kóz, krów, koni czy psów, co jest coraz większym problemem społecznym), wywodzą się z tego, że wilków w szybkim tempie przybywa. Ponieważ są one zwierzętami silnie terytorialnymi, a najlepsze siedliska leśne są już zajęte, nowe pokolenia muszą zajmować coraz mniej korzystne areały. I zbliżają się do siedzib ludzkich. A człowieka przestają się bać, bo nie stanowi dla nich zagrożenia, odkąd wilka usunięto z listy gatunków łownych w 1998 roku (ochroną objęto go w 2001 r.).
- Dziś, kiedy w Polsce żyje zaledwie ok. 2000 wilków, to nie wilk jest zagrożeniem człowieka, a właśnie człowiek dla wilka - mówi tymczasem Radosław Ślusarczyk. Chociaż chodzi o inne powody niż polowanie. - Dziś najważniejszym zagrożeniem dla wilka jest niszczenie ich siedlisk oraz fragmentacja środowiska poprzez rozbudowę dróg szybkiego ruchu bez odpowiednich przejść dla zwierząt. Wilki giną również w kolizjach z samochodami, w wyniku chorób, nie przestają być ofiarą kłusownictwa - wyjaśnia prezes PnRWI.
Przykładów tego ostatniego nie trzeba szukać daleko. Tak było na początku roku w Magurskim Parku Narodowym, w Beskidzie Niskim. To tam, w okolicach opustoszałej wsi Huta Polańska, znaleziono zwłoki skłusowanego wilka. Na jego ciele widniały dwie rany, doskonale było widać, którędy kula wleciała, a którędy wyleciała. Sprawę bada policji.
Antywilcza propaganda
Śledztwo i ustalenie, co tak naprawdę wydarzyło się w okolicach Birczy, nie będzie łatwe. Nie zachowały się tkanki miękkie, zostały właściwie kości. Zdjęcia ciała znalezionego w lesie - w stanie daleko posuniętego rozkładu - pojawiły się w internecie…
- W tej sprawie myśliwi postanowili użyć ludzkiej tragedii do nagonki na wilki upubliczniając nawet wizerunek denata. Mówienie o nadjadaniu ludzkich zwłok przez wilki to jeden z najbardziej odrażających argumentów antywilczej propagandy - ma przekonanie Radosław Ślusarczyk.
Jednak podobne incydenty zdarzają się również z udziałem innych drapieżników. W połowie października 2014 r. w lesie w okolicach Olszanicy na obrzeżach Bieszczadów znaleziono ciało zaginionego 61-letniego mężczyzny. Stało się to w miejscu, w którym nieco wcześniej niedźwiedź zaatakował dwóch ratowników GOPR. Na szczęście, nic im się nie stało, ucierpiał tylko quad, którym jechali.
Na znalezionych kilka dni później zwłokach mężczyzny widać było ślady ataku dzikiego zwierzęcia, wszystko więc wskazywało, że zaginiony stał się ofiarą niedźwiedzia. Zawahanie śledczych pojawiło się dopiero po wstępnych wynikach sekcji zwłok, podczas której na ciele denata znaleziono liczne rany kłute, drążone i cięte. Miał też połamaną czaszkę.
Biegli początkowo orzekli, że mężczyzna padł ofiarą… morderstwa, a ciało porzucono w lesie. Ostatecznie jednak, wskutek dalszych badań tę wersję wykluczono i przyznano, że został zabity przez niedźwiedzia. Na zwłokach znaleziono ślady krwi tego zwierzęcia.
Hasło: „strzelamy!”?
Co raz wracają postulaty, by do wilków znów zacząć strzelać. „Myśliwi otrzymują od społeczeństwa coraz więcej próśb o pomoc w związku z obawą przed tymi drapieżnikami” - napisał w marcu 2021 r. w stanowisku Polskiego Związku Łowieckiego (krytykowanym zresztą nawet przez to środowisko) łowczy krajowy PZŁ Paweł Lisiak. Duża populacja wilków oznacza też znaczną redukcję przez nie zwierzyny łownej w lasach. A to powoduje konflikty na linii wilki - myśliwi. W tych ostatnich ekolodzy upatrują głównych zwolenników przywrócenia polowań.
- Interweniujemy i będziemy interweniować przy każdej próbie osłabienia gatunku wilka, ich odstrzał byłby działaniem szkodliwym i niepotrzebnym. Odradzanie się populacji tego drapieżnika w Polsce to powód do dumy, świadczy o dużym stopniu naturalności ekosystemu - zauważa Radosław Ślusarczyk.
Prof. Henryk Okarma podkreśla jednak, że w Polsce, podobnie jak w innych krajach o wzrastającej populacji wilka, wcześniej czy później – ale raczej wcześniej - powinna się zacząć dyskusja o jej ograniczaniu. Paradoksalnie, dla dobra samych wilków, bo bez akceptacji społecznej nie jest możliwa skuteczna ochrona żadnego konfliktogennego gatunku. Oczywiście, trzeba to robić z głową, w porozumieniu wszystkich zainteresowanych stron, i koniecznie pod kontrolą instytucji ochrony przyrody. Naukowiec głosi to już od wielu lat, na razie bezskutecznie.
- Pierwszy niekwestionowany przypadek ataku wilka na człowieka, a nie daj Boże zabicia go, sprawi, że na polityków wywarta zostanie tak ogromna presja, że wahadełko odwróci się w drugą stroną. Padnie hasło: strzelamy! I wtedy zacznie się pospolite ruszenie z tragicznymi konsekwencjami dla populacji wilków - kwituje prof. Henryk Okarma.