Nie wydaję już na maszynki do golenia. Jestem bardziej ekologiczny

Czytaj dalej
Fot. Andrzej Banas / Polskapresse
Tadeusz Płatek

Nie wydaję już na maszynki do golenia. Jestem bardziej ekologiczny

Tadeusz Płatek

Od roku skracam włosy na głowie golarką. Jest to rewolucja na miarę skrzynki na narzędzia, zmywarki, może nawet automatycznej skrzyni biegów, wynalazków, które zawsze były, z niewiadomych powodów przez mnie nieużywane, a gdy już używane być zaczęły, skłaniały do rozmyślań w rodzaju „dlaczego tak późno”.

Przestałem odwiedzać Jurka, mojego fryzjera, czego akurat mi brakuje, bo fajnie się z Jurkiem gadało, ale już nie muszę mu płacić pięciu dych za każdym razem, nie muszę siedzieć nieruchomo przez godzinę, a przede wszystkim - nie muszę się z nim umawiać.

Ci, którzy mają włosy, wiedzą, że fryzjerzy, którzy ostatnio głupio nazywają się barberami, bo od fryzjerów różni ich jedynie kiczowaty, amerykański fotel i upijanie gości tanią whisky, fryzjerzy więc, należą do awangardy zawodów niedostępnych, dostarczycieli usług na zamówienie z tygodniowym wyprzedzeniem. To jest jeden z paradoksów naszych czasów - dawniej się po prostu szło do fryzjera, teraz się trzeba zapisać na audiencję.

Fryzjerzy zawsze uczciwie pracowali na swoje wynagrodzenie, jednocześnie, nie pytani, starali się uzasadnić dlaczego tyle kasują.

Pierwszym, kłamliwym argumentem, były używane przez nich, niedostępne w normalnych sklepach, „profesjonalne” szampony. To oczywiście bzdura - szampon to szampon, żel to żel. Po drugie, fryzjerzy chwalą się swoimi laserowymi nożyczkami za dwa tysiące, wmawiają, że nie są to zwykłe, „chińskie” nożyczki, tylko niemieckie, że to mercedesy wśród nożyczek, podobnie jak ich Rolls-Royce’y wśród golarek. I mimo że od dawna kusił mnie zakup golarki, której obsługa wydawała się dość prosta, to tkwiłem w przekonaniu, że przecież mnie, biednego Płatka nie stać na coś tak wyrafinowanego, wykutego zapewne przez Hefajstosa z Klingońskiej stali przy pełni księżyca.

Guzik prawda. Kupiłem taką za stówkę, działa jak złoto, wygląda jak ta u Jurka, a końcówek ma tyle, że po zrobieniu doktoratu z fryzjerstwa mógłbym otworzyć zakład. Nie wydaję już na maszynki do golenia. Zawsze czułem, że ich horrendalna cena wynika wyłącznie z faktu, że mężczyźni nie mają na co wydawać pieniędzy, na coś muszą, a producenci o tym wiedzą. Nie wydaję też na piankę do golenia i jestem przez to ekologiczny.

Golarka ma swoje wady. Akumulator jest nadspodziewanie pojemny, starcza na ponad trzy tygodnie bez ładowania.

To jest jednak zaleta pozorna, bo odzwyczajony od podpinana do gniazdka zapominam, że prąd się kiedyś wyczerpie i za każdym razem kiedy to następuje, ostrza stają dębem w mojej brodzie w żelaznym, szczypiącym uścisku. Najgorsze jest jednak spłukiwanie włosów w umywalce. Tego się nie da szybko zrobić, przypomina to płukanie grochu, wypłukiwanie grudek złota. No, i wstyd czasami mnie ogarnia, gdy dowiaduję się od życzliwych, że z tyłu głowy zostawiłem mały, czarny, niedogolony trawniczek, że w związku z tym wyglądam źle i powinienem już iść. Do fryzjera, rzecz jasna.

Tadeusz Płatek

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.