Paweł Deląg jest ojcem, który pokazuje dzieciom, w którą stronę warto iść
Nigdy nie stanął na ślubnym kobiercu. Ma jednak dwóch synów – Pawła Juniora i Mikołaja. Obaj poszli w ślady ojca i związali się z przemysłem filmowym. Nie są jednak aktorami, ale pracują przy produkcji.
Trzeba przyznać, że ma pecha. W ciągu ostatnich lat zbudował podziwu godną karierę u naszych wschodnich sąsiadów. Z dużym powodzeniem występował w filmach kinowych i serialach telewizyjnych w Rosji, Ukrainie i Białorusi. Wszystko to zostało przekreślone przez Putina. Dziś aktor nie potrafi sobie wyobrazić, że w jakiejś najbliższej perspektywie mógłby znów występować na Wschodzie. Siłą rzeczy musi skoncentrować się na karierze w Polsce. A to nie takie proste.
- Nie wyobrażam sobie, by po wybuchu tej wojny podjąć współpracę z rosyjskimi twórcami i producentami z powodów czysto etycznych. Bo nie godzę się na akt barbarzyństwa wypowiedzenia totalnej wojny, pozbawionej wszelkich reguł przez ten kraj. Putin chce, żeby Ukraina zniknęła z mapy świata. Przeczy w ogóle faktowi istnienia kultury ukraińskiej i języka ukraińskiego. To są dla mnie rzeczy niebywałe i zakrawające o wręcz nazistowskie zapędy – mówi w „Gazecie Krakowskiej”.
Lepszy świat
Dorastał w szarych latach 70. i 80. na jednym z krakowskich osiedli. Jego mama była pielęgniarką, a tata – perkusistą. Ona dorabiała biorąc dodatkowe dyżury, a on przywoził z dalekich wojaży czekoladę i cytrusy. Mimo ciężkich czasów dzieciom niczego więc nie brakowało. A była ich dwójka – Paweł i młodsza od niego o dwa lata Dorota. Oboje byli rezolutnymi dzieciakami i od małego trzymali ze sobą sztamę.
- Kiedy odszedł ojciec, miałem 15 lat. W domu rzeczywiście były same kobiety. Moja mama jest takim człowiekiem, który wyjmie nerkę i odda dziecku. I to nie jest głupia, ślepa miłość, to jest miłość, która absolutnie wierzy w to, że dzieci mogą wszystko, że są warte wszystkiego. I to jest podstawowa lekcja, którą odebrałem od mamy. Dziecko musi po prostu czuć, że jest kochane – podkreśla w serwisie Planeta Kobieta.
Mały Paweł był jak inne dzieciaki: interesował się przede wszystkim sportem. Z czasem jednak zamiast kopać z kolegami piłkę na osiedlu, zaczął częściej chodzić do kina. Kiedy był w liceum, polonistka postanowiła wykorzystać jego filmową pasję i wciągnęła go do szkolnego teatru. Występy przed innymi spodobały się chłopakowi, postanowił więc po maturze zdawać do krakowskiej szkoły teatralnej.
- W moim przypadku wybór zawodu nie był podyktowany wyobrażeniami o tym, co będzie, lecz chęcią ucieczki. Od szarej, brudnej, smutnej Polski w jakiś inny, lepszy i wolny świat. Kiedy zdawałem do szkoły w Krakowie, był rok 1989. Wyrastałem na dobrym kinie polskim, tym z lat 50., 60. i 70. Od dziecka utożsamiałem się z jego bohaterami – tłumaczy w „Gali”.
Połamane skrzydła
Zadebiutował tuż po szkole u samego Spielberga niewielką rólką w słynnej „Liście Schindlera”. Wyjechał potem z Krakowa do Warszawy i zaczął dobijać się do wrót sławy. Drugoplanowe występy w serialach i filmach sprawiły, że Jerzy Kawalerowicz dał mu szansę sprawdzenia się w roli Marka Winicjusza w ekranizacji sienkiewiczowskiego „Quo Vadis”. Paweł stanął na wysokości zadania i wygrał casting. Niestety po premierze media zmiażdżyły historyczne widowisko.
- Wiele osób miało wygórowane oczekiwania wobec tego filmu. Do tego doszła niejasna sprawa z finansami. Czułem wtedy, że wielu ludzi czeka na porażkę tej produkcji. Po „Quo vadis” miałem połamane skrzydła. Ale bez względu na to, jak byłbym krytyczny wobec tego filmu i siebie samego, „Quo vadis” będzie częścią mojej tożsamości. Przede wszystkim jestem wdzięczny losowi za to, że mogłem pracować z Jerzym Kawalerowicze – deklaruje w „Gali”.
Ponieważ w Polsce nikt nie chciał go angażować, Paweł musiał jechać za chlebem za granicę. Najpierw udało mu się wystąpić w dwóch filmach we Francji, potem zaczął zdobywać kolejne role w Rosji, Ukrainie i Białorusi. Szczególnie spodobał się na Wschodzie, gdzie obsadzano go głównie w filmach kostiumowych lub historycznych. Nie krzywdował sobie jednak tego: wszak za jeden dzień zdjęciowy zarabiał 8-9 tys. złotych, co wtedy w Polsce było nie do pomyślenia.
- W sumie wszędzie praca przy filmie jest taka sama: wykonują ją utalentowani ludzie, którzy mają innym coś do powiedzenia. Najgorzej pracuje się z tymi, którzy kina nie znają, albo wchodzą do niego jako nuworysze. To jest trudna sytuacja. Szczególnie takich producentów należy się obawiać. Niestety – na Wschodzie czasem się tacy pojawiają – śmieje się w „Dzienniku Polskim”.
Tradycyjne podejście
Paweł od zawsze miał powodzenie u płci przeciwnej. Kiedy wkroczył do show-biznesu, od razu zrobiło się głośno o jego miłosnych podbojach. Łączono go już z Violą Kołakowską, Katarzyną Skrzynecką, Patrycją Markowską, Bogną Sworowską, a nawet z Dominiką Kulczyk. Gdy wyjechał do Francji, widywano go z tamtejszą aktorką Marie Moute, z kolei w Rosji – z Jekateriną Gusiewą. Ostatnio mówi się, że związał się z projektantką mody Dorotą Goldpoint.
- Mam tradycyjne podejście do roli faceta w związku, w rodzinie. Kobieta powinna czuć się kobieco, a mężczyzna idealny… cóż powinien zaopiekować się nią, podać ramię. Ale to już przeszłość. Dziś powinniśmy być partnerami. Jednak nie wyobrażam sobie odwrócenia ról: mężczyzna zostaje w domu, kobieta zajmuje się karierą i zarabianiem pieniędzy – podkreśla w „Twoim Stylu”.
Pierwszy syn urodził mu się w 1993 roku. Jego mamą była ówczesna koleżanka ze studiów – Katarzyna Gajdarska. Para szybko doszła do wniosku, że ich związek nie ma przyszłości i każde poszło w swą stronę. Ona postanowiła zostać w Krakowie i tutaj wychowała syna. Dziś Paweł Junior zajmuje się filmową produkcją i uczynił swego ojca dziadkiem, bo w zeszłym roku urodziła mu się córka Rozalia. Drugi syn aktora ma 23 lata. Paweł Junior i Mikołaj związali się z kinem – i obaj pracują przy produkcji filmów.
- Staram się być ojcem dobrym i sprawiedliwym. Takim, który ewentualnie pokazuje, w którą stronę iść warto, ale dającym bardzo dużo wolności. Dużo wolności przede wszystkim w podejmowaniu własnych decyzji, ale też brania za nie odpowiedzialności. Wiary we własne możliwości, w to, że warto mieć marzenia i je realizować, że to, co było wczoraj, to było wczoraj i warto skupić się na tym, co będzie jutro, że liczy się przyjaźń – podsumowuje aktor w Plejadzie.