Twitter schodzi na psy. Można obwiniać za to nowego właściciela. Można czasy, w których żyjemy. A jednak chyba przede wszystkim chodzi jednak o użytkowników, którzy ciągle przekraczają kolejne granice. W każdym razie Twitter to już nie to samo, co dziesięć lat temu. Trudno się dziś wymieniać poglądami, siedzi się raczej w bańkach z ludźmi, którzy myślą jak my. W tunelu, którym na psy schodzi Twitter jest jedno okienko. Mianowicie: pokoje.
Pokoje wzięły się z Clubhouse. Facebook, Twitter, Instagram dawał szansę na wymianę zapisanych myśli. Dzięki Clubhouse można było po prostu porozmawiać. Zupełnie jak podczas rozpropagowanych w covidzie telekonferencji. Aplikacja zarządzała miejscami, gdzie można było rozmawiać. Można było określić temat. Ludzie się podłączali i rozmawiali – jak ludzie, choć często wcześniej się nie widzieli na oczy. Twitter zaimportował ten – jak to mawiają programiści – ficzer. Można więc wynaleźć sobie jakiś pokój i posłuchać, co ludzie mają do powiedzenia na jakiś temat. Można się też zgłosić i samemu coś powiedzieć, ale w rzeczywistości, która wykończyła kulturę dyskusji, niekoniecznie musi mieć to jakiś sens.
Zdarza mi się czasem wbić do jakiegoś pokoju i posłuchać, co ludzie mają do powiedzenia.
Parę dni temu trafiłem na dyskusję poświęconą polskiej wsi. Dość szybko okazało się, że prowadzą ją ludzie, którzy o wsi nie mają zasadniczo żadnego pojęcia. Odkryli za to, że jacyś rolnicy protestują. Zaczęli się więc grupowo zastanawiać, czy rolnicy ci nie mogliby obalić rządu. I czy nie można by im jakoś w tym pomóc, bo na miasta nie ma co stawiać, bo ludzie z miast nie chodzą na protesty, bo im się nie chce, a ci rolnicy to siła, mają traktory, mogą też gnój wywalić.
Zaczęto się zastanawiać na fenomenem Kołodziejczaka. Swoją drogą, mam na niego uczulenie, bo kiedyś zmuszony byłem słuchać chyba dwugodzinnego jego przemówienia, w którym co chwilę mówił, że dobre stosunki z Rosją powinny być naszym priorytetem. Dyskutujący uważali, że Kołodziejczak, jako przywódca dający szansę na porwanie wsi, zasługuje na pełne wsparcie. Że powinien być ciągle zapraszany do „wolnych” mediów. Ktoś przypomniał prorosyjskość Kołodziejczaka. Stwierdzona, że nie ma co żałować róż, skoro płonie las. Można przymknąć na to oczy, bo przecież chodzi o to, żeby PiS odsunąć od władzy. Jak najszybciej.
Muszę przyznać, że fascynują mnie ta determinacja. Rozmawiałem z wydawać by się mogło rozsądnym wyborcą Koalicji Obywatelskiej. Zapytałem jak się czuje słysząc jak Donald Tusk mówi, że gdy odsunie się PiS od władzy, zniknie inflacja. On na to, że wie, że to nieprawda. Ale, że chodzi o to, żeby przekonać tych, którzy dadzą się na to nabrać. Chodzi o to, żeby PiS odsunąć od władzy za wszelką cenę.
Swoją drogą mam podejrzenia, że ten wydawać by się mogło rozsądny wyborca Koalicji Obywatelskiej, w imię odsunięcia PiS-u od władzy, bez specjalnego problemu łyknąłby koalicyjny rząd Platforma–Konfederacja.
Wychodzenie z własnych baniek zdecydowanie poszerza horyzonty. Czasem nawet w dość radykalny sposób.