Wyzionęła ducha chińska piła spalinowa z nieodżałowanego Tesco. Kosztowała ze trzy stówki, była mocna, głośna i niewygodna. Pocięła ze sto metrów drzewa, jak się w mojej okolicy nazywa opałowe drewno. Uchwyt do odpalania, który urwał się dwa lata temu podczas obrabiania dwudziestu metrów akacji, zastąpiony został przez patyczek. Wyglądało to zabawnie. Najważniejsze, że działało.
Piła wyzionęła ducha w spektakularny sposób. Poszedł z niej dym i zaczęły lecieć iskry. Musiało się rozlecieć sprzęgło, bo równocześnie łańcuch stracił moment. I nie chodzi o moment w znaczeniu chwili, tylko moment siły. Czyli piła wyła, iskry leciały, a łańcuch stawał przy minimalnym nawet oporze. A wszystko wydarzyło się w najmniej odpowiednim momencie, gdyż parę godzin po tym, gdy zapłaciłem Lasom Państwowym za 4,45 metra sześciennego drewna pochodzącego z lasów o prawidłowej gospodarce leśnej, zgodnej z międzynarodowymi standardami FSC (cokolwiek by to miało znaczyć). Drewno leży w lesie, pocięte na metrowe kawałki. Muszę je wrzucić na samochód. Niestety te o większej średnicy są za ciężkie. Gdyby piła działała, pociąłbym je na klocki. A tak, mam problem, Tesco nie ma, nie ma więc kogo zapytać, czy ktokolwiek te piły serwisuje. Z drugiej strony ta moja zamortyzowała się już kilka razy. Jak nieprzymierzając Herculesy w służbie naszego lotnictwa. Jeden z tych, którymi kiedyś leciałem, był moim rówieśnikiem. Drugi był chyba rok młodszy. W sumie szkoda, że się ludziom nie da wymienić awioniki, przeprowadzić gruntownego remontu, by byli jak nowi.
Znane z dowcipów świebodzińskie Tesco od ponad roku zieje pustką. W środku działa apteka. I punkt dorabiania kluczy, którego właściciel wziął ode mnie worek pieniędzy za przygotowany w trymiga kluczyk od samochodu. –Wszystko wina ZUS-u i polityki rządu – tłumaczył. Rząd ma swoje plusy, jest na kogo zwalić. Swoją drogą, chyba bym zwariował siedząc sam, całymi dniami patrząc na pustą nieoświetloną halę supermarketu.
Żeby zapłacić za drewno musiałem wstać o świcie. A nawet przed świtem. Leśniczy sprzedaje drzewo używając przypominającego palmtopa, połączonego z informatycznym systemem, urządzenia. Na sesje ma wyznaczone konkretne godziny. Godziny bardzo – z mojego punktu widzenia – niechrześcijańskie. Pożytek taki, że czekając na swoją kolej, mogłem oglądać płomienne zorze, zupełnie jak te, które budzą zbiorowy podmiot liryczny „Malczików” Kazika Staszewskiego.
Drewno leży w lesie. Ja czekam na zamówioną piłę. Tym razem nie nową, tanią chińską, tylko używaną, drogą, wyprodukowaną w czasach, gdy niemiecki potentat nie miał jeszcze fabryki w Qingdao. Czekać będę pewnie do przyszłego roku. Cóż, zaczekam. Cierpliwie. Cierpliwość ma sens. Zwłaszcza w sprawach, na które mamy ograniczony wpływ.
Dlatego nie mogę zrozumieć, dlaczego w imię obietnicy przyśpieszenia pozyskania pieniędzy z Krajowego Planu Odbudowy, pieniędzy, które się nam należą jak psu kość, chce się wystrzelić w kosmos polski system prawny. W imię obietnicy, bo niekoniecznie pieniędzy, a nie byłaby to pierwsza z tej sprawie złamana obietnica. Nie mogę zrozumieć skąd ten pośpiech,
Jak mawiał nieodżałowany profesor Marek Eminowicz: pośpiech jest wskazany tylko przy łapaniu pcheł. Mawiał to przy brydżu. Ale akurat polityka to bardziej brydż niż szachy. W szachach gracze zaczynają z równego poziomu, w brydżu chodzi o to, żeby najwięcej ugrać z kartami jakie się dostaje.
W nadchodzącym Nowym Roku życzę nam wszystkim cierpliwości.