Nie należę do rannych ptaszków. To jest eufemizm. Jeżeli mam być szczery – najchętniej wstawałbym na dźwięk hejnału w radiowej jedynce. Niestety, od paru lat jakoś mi to nie wychodzi. Wstaję wcześniej, ale zwykle przytomność odzyskuję po dziewiątej. Chyba, że coś mnie wyprowadzi z równowagi. I zwykle tym czymś jest gość Roberta Mazurka, w porannej rozmowie RMF FM. Robert, jeśli ten ma dobry dzień (a zazwyczaj ma dobry dzień), potrafi zrobić nimi coś coś takiego, że doprowadzają mnie do szewskiej pasji.
Tak wielkiej, że już chcę odpalać samochód, jechać do świebodzińskiej „Mrówki”, kupować kosę. Później z tą kosą jechać do wyposażonego w spawarkę sąsiada, by ten ją przespawał (nie te czasy, żeby kuć) na sztorc, bym z tą na sztorc kosą ruszył, może nie na Belweder, ale na Sejm na pewno. Pewnie gdybym na ten Sejm natarł, to i tak by mnie pani marszałek odesłała na miejsce, jak ostatnio awanturujących się posłów z Lewicy i Konfederacji. W każdym razie kawy nie piję. Radio wystarcza.
Goście Mazurka udowadniają – a pamiętajmy, że spora część klasy politycznej unika tego programu jak ognia – że nic by się nie stało, gdyby liczbę parlamentarzystów ograniczyć, dajmy na to, do setki. Ludzie od dość dawna i tak głosują nie tyle na posłów, co na partie, albo przeciw partiom. Od dawna już warszawiacy, wybierając prezydenta miasta, zwykle nie zastanawiają się, czy kandydat ma kompetencje, by rozwiązać problem ze śmieciami, zbudować kolejne linie metra czy zmniejszyć problem korków. Oni ratują Polskę przed Kaczyńskim. Robią to z dumą, którą przepełnieni są do następnych wyborów. Na co dzień narzekając na śmieci, korki i powolną budowę nowych linii metra. Skoro takie podejście jest do samorządu, to jakie może być do parlamentu. Głosuje się nie na ludzi, tylko na partie. To najlepiej widać na przykładzie tzw. paktu senackiego. Głosowanie jednomandatowe. Esencja demokracji. A jednak ktoś założył, że młodzi lewicowcy zagłosują na Romana Giertycha, bo zgodnie z założeniami paktu, żadnego innego opozycyjnego kandydata w okręgu nie będzie.
Więc stu parlamentarzystów. Obu izb w sumie. Gdyby się coś takiego udało przeprowadzić, istnieje spora szansa, że bym żył w mniejszym stresie.
Ja tam bym najchętniej odszedł od przekonania, że parlament ma być emanacją narodu. Czy naprawdę zbiór ludzi, którzy określają się jako konserwatyści, a miesza im się Boże Narodzenie z Wielkanocą, musi mieć swojego przedstawiciela? Zwłaszcza ten fragment, który jest częścią wspólną ze zbiorem profesorów nadzwyczajnych, którzy nie potrafią wyjaśnić w jaki sposób zarabiają. Podobnie czy przedstawiciela mieć musi spora pewnie grupa chcących uniknąć odpowiedzialności za spowodowanie wypadku w ruchu drogowym. Albo jeszcze większa chcących zarabiać na czymkolwiek, choćby na ludzkim nieszczęściu?
Szkoda gadać.
Profesor Żerko, od dłuższego czasu, wzywa na Twitterze do bojkotu wyborów. Szczerze mówiąc nie wiem, do czego dobrego by to miało prowadzić. Uważam, że głosować trzeba. Ale warto robić to świadomie. Na tyle, na ile obecna ordynacja nam pozwala. Starajmy się głosować na mądrzejszych od nas. Albo przynajmniej nie głupszych.